Lubię czytać. Książka, a raczej – słowo drukowane to, odkąd pamiętam, integralna część przestrzeni, w której się poruszam. I, wydaje mi się, że poruszam się dość sprawnie. Dlatego wybrałem studia, które kojarzyły się z przetwarzaniem olbrzymich ilości tekstu. Ukończyłem Wydział Filozofii KUL (nie mylić z KUL JP2 – to zupełnie inna instytucja). Stamtąd wyniosłem umiejętność stawiania problemów i skutecznego poszukiwania ich rozwiązań. Ale także poczucie, że problemy które pozostały domeną filozofii są już tylko tematami dyskusji (a raczej wymiany poglądów), a filozofia zajmuje się bardziej jałowym roztrząsaniem pytań, na które nie da się znaleźć dobrej odpowiedzi (bo odpowiedź zależy od światopoglądu, a o tym decydują bardziej emocje niż rozum), niż poszukiwaniem skutecznej odpowiedzi na konkretne (i ważne) pytania. Próbowałem jeszcze studiować parę innych kierunków, ale w końcu zrozumiałem – jeśli lubisz książki i chcesz z nimi pracować, ale nie potrafisz ich pisać, to możesz je „robić”.
W ten sposób zaczęła się moja przygoda ze składem książek. Zacząłem wraz z pojawieniem się nowej technologii – cyfrowym składem publikacji. Trzeba było trochę się nauczyć, trochę poczytać… ale dzięki temu dziś mogę robić to, co naprawdę lubię!
Moja przygoda ze składem książek zaczęła się w drukarni od składu na naświetlarkach CRT (CRT to lampa katodowa – coś jak malutki ekran telewizora, na którym wyświetlały się „czcionki”, które przez specjalny system soczewek były naświetlane na kliszy fotograficznej). Znaki sterujące układe tekstu trzeba było wpisać ręcznie, najlepiej bezbłędnie :), ponieważ efekt można było zobaczyć dopiero na naświetlonej kliszy… To była świetna szkoła dokładności, dziś trudno to sobie wyobrazić. Skład publikacji odbywał się w drukarni, do której wydawca dostarczał ręcznie przepisywany maszynopis. Zaczynaliśmy dopiero eksperymentować z wpisywaniem tekstu na prostych komputerach, aby ograniczyć czas pracy trudno dostępnych kosztownych urządzeń do fotoskładu. Tę szansę na rozwój i eksplorowanie nowych technologii dało Lubelskie Wydawnictwo Archidiecezjalne (dziś „Gaudium”), które dzięki ówczesnym uwarunkowaniom politycznym, jako jedno z nielicznych w Polsce miało dostęp do najnowszych technologii.
Nie trwało to długo. Szybko pojawiły się komputery klasy PC i niedościgniona Ventura 2.0 (do dziś brakuje mi niektórych funkcji (jak np. natywny moduł do składu równań, albo możliwość ustawienia kolejnego akapitu z zerowym odstępem od pierwszego wiersza poprzedniego akapitu, albo spis treści i indeksy aktualizowane w czasie rzeczywistym, albo… :))). Złożyłem w niej kilkaset publikacji – książek, do których świetnie się nadawała, ale także gazetek z ramkami ogłoszeniowymi składanymi bezpośrednio na stronach, co wymagało już dużej wprawy i sprawności zarówno technicznej, jak i estetycznej.
W projektowaniu reklam i ramek ogłoszeniowych bardzo mi pomogło hobbystyczne zajmowanie się fotografią niemal od dzieciństwa – obok elektroniki, moje drugie hobby. Studiowanie i ćwiczenie zasad kompozycji fotografii i estetyki obrazu, znalazło świetne zastosowanie w komponowaniu ramek ogłoszeniowych i reklam. Oczywiście, nic nie odbywa się samo, tu też trzeba było poszukać informacji i sporo poczytać. W ten sposób zostałem samoukiem 🙂 w pozytywnym znaczeniu. W Venturze przez ponad 5 lat składałem dwutygodnik „Przegląd Akademicki”, a później miesięcznik „Forum Akademickie”, które do końca 2012 roku (przez prawie 20 lat) wykorzystywało układ graficzny zaprojektowany przeze mnie na początku lat 90. XX wieku.
Przestarzałą techonologicznie (i nie rozwijaną) Venturę 2.0 trzeba było zastąpić oprogramowaniem lepiej dostosowanym do nowego sprzętu i narzędzi językowych. Wybór padł na Adobe PageMaker’a – dużo słabszego koncepcyjnie, ale dobrze radzącego sobie z językiem polskim i pracującego we wszechobecnym Windowsie. Ze względów ekonomicznych, a także ze względu na większą popularność aplikacji Windowsowych nie zdecydowałem się na zmianę środowiska na Apple.
Po „Przeglądzie Akademickim” trafiłem do biura reklam i ogłoszeń „Dziennika Wschodniego”. Tam odpowiadałem za projektowanie graficzne i przygotowanie do druku ramek ogłoszeniowych dla zleceniodawców Biura. „Produkowałem” dziennie do kilkunastu małych ramek z ogłoszeniami na zlecenie klientów. Te drobne projekty wymagały oprócz indywidualnego opracowania graficznego, także przeredagowania, potem korekcie i akceptacji zleceniodawców. Była to świetna szkoła nie tylko bardzo sprawnej pracy w CorelDraw (świetne narzędzie do tego typu opracowań), ale także pracy z klientem – często bardzo wymagającym. Dwa lata w „Dzienniku Wschodnim”, to także niezastąpiona szkoła pracy pod presją czasu – z deadline’em liczonym czasami w minutach, a zawsze w godzinach (o 23:00 gazeta musiała być w drukarni, jeśli drukarnia nie dostałaby materiału do tej pory, to w gazecie ukazałyby się puste strony).
Po „Dzienniku Wschodnim” trafiłem do nowo powstałego „Tygodnika Czas Lubelski”. Od podstaw tworzyłem tam studio graficzne oraz layout gazety. Przygotowywałem także ogłoszenia i reklamy. Niestety czasopismo po dwóch latach wychodzenia upadło.
Przez ponad 10 lat pracy w gazetach, równolegle do nich, wykonywałem opracowanie techniczne i skład książek w ramach własnej działalności gospodarczej. Projektowałem także okładki. Było to kilkaset książek wykonanych we współpracy z drukarnią „Petit” z Lublina oraz wydawnictwami „Kagero”, „Seidel-Przywecki” i innymi.
Szybko rozwijające się Wydawnictwo „Kagero” doszło do etapu uruchomienia własnego studia graficznego. Jego produkcja przekroczyła wówczas dwie książki miesięcznie, a w planach były także czasopisma. Właściciel powierzył mi zorganizowanie studia, a także opracowanie kolejnych layoutów serii wydawniczych i czasopism – „Militaria XX wieku”, „Aero”, „Super Model”, „Armia”, „Okręty”… Opracowane wówczas winiety funkcjonują do dziś 🙂 Ponadpięcioletnia współpraca z „Kagero” to ponad sto książek i podobna liczba wydań czasopism. Ale powtarzalność wykonywanych projektów (serie wydawnicze, gotowe layouty czasopism) nie zaspokajały moje potrzeby tworzenia. Szukałem czegoś nowego…
Tak rozpoczęła się moja przygoda z techologią. Trafiłem do nowo uruchominego studia dtp/ctp przy drukani „Petit”. Wykonując nadal swoje prace i projekty graficzne, otrzymałem zadanie uruchomienia studia ctp. Klisze fotograficzne montowane ręcznie i przenoszone na płyty drukowe, stosowane dotychczas w druku offsetowym, szybko ustępowały miejsca technologii montażu cyfrowego naświetlanego bezpośrednio na płyty. Uruchomiliśmy więc system Kodak Magnus 400 II wraz z oprogramowaniem Kodak Prinergy Workflow. Brzmi imponująco, ale po dwóch latach ciężkiej pracy zaczęło być monotonne. Postanowiłem od tej pory pracować już tylko na własny rachunek. Pakiet PM 7.0 i CorelDraw zamieniłem na licencję Adobe CC, na
Od 2010 roku prowadzę działalność dtp i wspieram procesy wydawnicze pod nazwą „7colors Tomasz Gąska”. W tym czasie przygotowałem do druku kilkadziesiąt książek technicznych Wydawnictwa Seidel-Przywecki Sp. z o.o., ok. 150 wydań dwumiesięczników „Technologia Wody” i „Forum Eksploatatora”, kilkadziesiąt książek o zróżnicowanej tematyce i oryginalnej szacie graficznej we współpracy z drukarnią „Petit”, kilkadziesiąt projektów okładek liczne inne prace innych wydawców. Zaprojektowałem oraz przygotowałem do druku kilkaset drobnych wydawnictw reklamowych dla Biotec Polska, Lubelskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i innych.
Pracuję w oparciu o narzędzia pakietu Adobe CC. Oferuję wsparcie dla wydawców w zakresie: opracowania graficznego i składu publikacji książkowych, opracowania graficznego i składu czasopism, opracowania i przygotowania do druku reklam i ogłoszeń, projektowania okładek książek, projektowania i przygotowania drobnych druków (teczki, ulotki, wizytówki, katalogi, foldery itp.). Lubię wyzwania i nowe oryginalne projekty – jeśli chcesz popracować nad czymś, czego jeszcze nikt nie robił, zadzwoń – spróbujemy zrobić to razem 🙂